top of page
Szukaj
agastaniak76

PIERWSZE EMOCJE

Zaktualizowano: 31 gru 2022


Mój samolot o świcie, czeka na pierwszych podróżników

Kolejna podróż. Wszystko dopięte na ostatni guzik, pozycje na mojej podróżnej liście, którą zawsze przygotowuję przed wyprawą, odhaczone. Jeszcze tylko krótka noc przede mną (po 4:00 muszę być na lotnisku) i w drogę. Oczywiście prawie nie spałam. Tym razem z dwóch powodów. Krótki czas na przesiadkę we Frankfurcie (ogromne lotnisko, którego nie lubię), a poza tym warunki pogodowe bardzo niesprzyjające. Wszystko za sprawą wichur, które od kilku dni urządzały swoje hulanki w Europie. Odwołane i opóźnione loty, samoloty, które wracały do portu, z którego wyleciały chwilę wcześniej. Ciekawe co może mnie spotkać. Byłam przygotowana na różne "przygody" ale na szczęście obyło się bez nich. W samolocie marzyłam o tym, żeby odetchnąć, nadrobić filmowe zaległości. Niestety w Condorze za każdy film trzeba było zapłacić 9,90 EURO, a żeby kupić wino konieczna była karta kredytowa, której w podróż nie zabieram. Upsss... przede mną 16 godzin drogi....

Wylądowaliśmy przed czasem. Z zimnej i kapryśnej pogodowo Polski znalazłam się w cudownie ciepłym Meksyku na lotnisku w Cancun. I wtedy zaczął się koszmar.

Wraz z moim samolotem wylądował samolot ze Stanów z ogromną grupą emerytów chcących wygrzać się w jukatańskim słońcu. Ustawiłam się w niemałej kolejce. Po czterdziestu minutach stania, gdy wreszcie znalazłam się w hali przylotów, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ludzie stali jedni na drugich, przepychali się, by jak najszybciej wydostać się z tego dusznego miejsca. Robili zdjęcia, bo podobnie jak ja nie wierzyli w to co widzą. Wszyscy w maseczkach, spoceni, zmęczeni podróżą warczą na siebie: "Pan tu nie stał", "proszę nie stać tak blisko, mamy pandemię". Jeszcze chwila, a wyzionę ducha.... Nie mam kontaktu ze światem, Internet będzie dopiero przy budce z odprawą. Ależ bym zdjęła buty. Straszny upał.


Dwie godziny później udało się przedostać na drogę ku przestrzeni, gdzie świeże powietrze i światło. Ale czy oby na pewno? Otóż nie! W Meksyku zdążył się zrobić późny wieczór, a mimo to temperatura i wilgotność powietrza sprawiały, że nadal było gorąco. Cudownie! Oczywiście udało mi się pomylić drzwi. "Tylko nie skręcaj w lewo, nie idź w stronę kuli" - pamiętam przestrogi Przemka. Przestrogi, przestrogami ale jak przy wyjściu na wprost stoi groźnie wyglądający człowiek, który w dodatku mówi, żeby skręcić w lewo... cóż robić.... Drugie podejście, głęboki wdech i idę prosto... zdecydowanie... z podniesioną głową... zobaczyłam uśmiech na jego twarzy... uda się... uda... udało się... ufff!

Pierwszy posiłek na nowym lądzie.

Na szczęście Przemek i Emil czekali na zewnątrz. Na kolację u Aleksa było już za późno więc jeszcze tylko droga do Tulum i będziemy na miejscu. Prawie 24 h w podróży ale nawet nie byłam zmęczona. Wybraliśmy się na kolację. Czekając na zamówione danie podziwiałam gekona, który spacerował po ścianie obok (przegapiłam okazję żeby zrobić mu zdjęcie, licząc na to, że pewnie jeszcze nie jeden gekon na mojej drodze stanie podczas tego wyjazdu). Pizza, jako pierwszy posiłek w kulinarnie bogatym Meksyku zaskoczyła mnie trochę. Trudno, jutro sobie odbiję. Ale salsa była ;-)



14 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Kommentare


bottom of page